sobota, 25 maja 2013

Rozdział III


Rano obudził mnie tata, lekko szturchając moje ramię. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że przespałam całą noc i nic się nie nauczyłam. Porażka.
- Dlaczego śpisz w ubraniu? - spytał zdziwiony.
- Byłam strasznie zmęczona i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. - wstałam i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Uwierzcie nie wyglądałam najlepiej, jeszcze ten rozmazany tusz pod oczami. FUJ.
- Idę zrobić sobie kawę, a Ty szykuj się do szkoły szybko, bo się spóźnisz. - posłał mi uśmiech i wyszedł.
Ruszyłam szybko do łazienki, zmyłam makijaż i rozebrałam się, aby wziąć prysznic. O tak, tego właśnie potrzebowałam. Następnie owinęłam się w ręcznik i ruszyłam w kierunku garderoby. Założyłam bieliznę i zaczęłam wybierać ubrania na dzisiaj. Zdecydowałam się na jeansowe rurki 7/8, biały sweterek i białe trampki converse za kostkę. Weszłam z powrotem do pokoju i usiadłam przy mojej toaletce. Rozczesałam włosy, które opadały na moje ramiona i spięłam grzywkę. Nałożyłam niewielką ilość podkładu na twarz, zrobiłam kreski i pomalowałam rzęsy. Wyglądałam nawet ładnie. Jak na osobę z tyloma kompleksami określenie ładne to coś co nie występuje zbyt często w moim słowniku, rzadko kiedy nazywam siebie ładną.
Wzięłam torbę, która stała przy drzwiach i wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni po kanapki.
- Do zobaczenia później. - cmoknęłam tatę w policzek i skierowałam się do drzwi.
- Uważaj na siebie. - powiedział popijając kawę.
Gdy wyszłam z domu zaczęłam przeszukiwać torbę, by znaleźć słuchawki. Postanowiłam przejść się dzisiaj do szkoły na pieszo, ponieważ było dosyć ciepło. Gdy już mi się to udało, włożyłam je do uszu i puściłam jedną z moich ulubionych piosenek.

"You make my world, you make my world go 'round
You turn me up, you turn me upside down
You make my world, you make my world go 'round
You get me off, you get me off the ground"

Śpiewałam sobie po cichu. Rozejrzałam się w około czy nie jedzie żaden samochód, bo zbliżałam się do przejścia. Nadal cicho śpiewając weszłam na ulicę, a w moich uszach oprócz muzyki rozległ się głośny pisk opon. Wystraszona szybko wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam w prawą stronę. Przede mną stał czarny sportowy samochód marki BMW. Miał przyciemnione szyby, spoiler, matowy lakier, a przez jego środek przechodziły 2 białe pasy. Wyglądał jak samochód wyścigowy, wiecie w tych różnych grach. Weszłam na chodnik, nadal przyglądając się pojazdowi, gdy nagle szyba się odsunęła, a moim oczom ukazał się kierowca pojazdu. Był dosyć młody, myślę, że miał około 19 lat, miał okulary więc nie mogłam dostrzec koloru jego oczu. Jego ciemne blond włosy były wygolone po bokach, a grzywka na środku była postawiona na żel. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, a na ręku złoty zegarek. Domyślić się można było, że był bogaty.
- Ej shawty, uważaj jak chodzisz do cholery. - powiedział  zachrypniętym głosem i spojrzał na mnie trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą wyjmując paczkę papierosów z kieszeni i wyciągnął jednego z nich.
- Prze.. przepraszam. Nie zauważyłam Twojego samochodu. - powiedziałam niepewnie, podziwiając auto.
- Następnym razem nie będę się zatrzymywał, po prostu Cię przejadę. - rozpalił papierosa, po czym zaciągnął się i wypuścił dym.
- Będę bardziej uważać. - spojrzałam na niego.
- Nie obchodzi mnie to, po prostu nie chciałbym mieć Cię na sumieniu. A teraz sorry shawty, śpieszę się. - zasłonił szybę i odjechał.

Naprawdę muszę bardziej uważać, chodząc po ulicy. A co gdyby się nie zatrzymał? Widać było, chociażby po sposobie jego mówienia, że nie był zbyt przyjazną osobą i lepiej z nim nie zadzierać. Ale czym się przejmować, Stratford to małe miasto, a ja widzę Go tu pierwszy raz, więc pewnie przejezdny. I dobrze, bo nie chciałabym znowu Go tu spotkać. Znowu założyłam słuchawki i skierowałam się do szkoły, modliłam się, by dzisiejszy test z matematyki był prosty.

~*~

- Odłóżcie długopisy, koniec sprawdzianu. - głos pani Moore rozległ się w całej sali.
Zawalę ten test, prawie nic nie napisałam. Będę mieć teraz 4 jedynki do poprawy z matmy, muszę iść na korepetycje, nie ma innego wyjścia.
Wszyscy zaczęli opuszczać salę, a ja razem z nimi. Podeszłam do Nancy, czekającą pod salą, która była na mnie hmmm.. zła? obrażona? od wczoraj.
- Nans, co Cię wczoraj ugryzło? - przygryzłam dolną wargę czekając na odpowiedź.
- Nic.. po prostu widzę jak Nathan na Ciebie patrzy. Podobasz mu się Mags. - spojrzała w dół.
- Uspokój się, wiesz, że nigdy bym z nim nie była. Nie mogłabym Ci nawet tego zrobić. Przyjaźnimy się tylko, a Ty jesteś zbyt wyczulona. Poza tym jutro jest mecz Stratford Huskies, a w niedzielę chciałabym zrobić małą impezę w domu, bo Matta nie będzie, a tata jak zwykle na weekend jedzie do Toronto, pomagać dziadkom. Twoja obecność jest obowiązkowa, wyluzujesz się! Będzie okazja do zbliżenia się z Nate'm, to Twoja szansa. Co Ty na to? - puściłam jej oczko.
- No dobra, przyjdę. - powiedziała, a kąciki jej ust lekko się uniosły.
Wiedziałam, że to ją przekona. Lubiła imprezy jak nikt inny.
- A teraz chodźmy, bo się spóźnimy na kolejną lekcję. - złapałam ją za rękę i pobiegłyśmy na koniec korytarza gdzie znajdowała się nasza sala.

~*~

- W końcu weekend! - powiedziała Nancy, gdy wychodziłyśmy przed budynek szkoły po zakończonych lekcjach.
- Dokładnie. Czuję, że będzie on udany. - zaśmiałam się.
- Mam nadzieję. A teraz idę do domu, bo jestem bardzo głodna, zobaczymy się jutro. Pa. - powiedziała Nancy odchodząc ode mnie i posyłając mi miły uśmiech.
- Pa! - odwzajemniłam gest.
Spojrzałam w kierunku boiska i zobaczyłam Nate'a grającego w koszykówkę z innymi chłopakami. Muszę to wykorzystać i porozmawiać z nim o wczorajszym dniu. Zaczęłam iść w jego kierunku.
- Przepraszam Nate, mogę Ci przerwać na chwilę? - zapytałam.
- Jasne, o co chodzi? - spojrzał na mnie, podchodząc bliżej.
Usiedliśmy na ławce przy boisku, a Nathan patrzył na mnie w oczekiwaniu na pytanie.
- Bo, wiesz... - zaczęłam niepewnie. - Chciałam się dowiedzieć dlaczego oni Cię wczoraj pobili. - dokończyłam.
Nate rozejrzał się w około, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
- Nie wiem Mags kto to był, pierwszy raz widziałem Go na oczy. Mówię Ci to, bo Ci ufam. Wczoraj nie chciałem, bo byłem zbyt tym wszystkim zdenerwowany i zdołowany. Ale jak dobrze wiesz, mamy jutro mecz z Seattle Dragons... - mówił drżącym głosem, a ja skinęłam głową, że zrozumiałam i słuchałam dalej. - On mi kazał oddać mecz, chce żebym Go przegrał i mam to przekazać całej drużynie inaczej zrobi mi piekło z życia i będę żałował tego, że go nie posłuchałem. - patrzył w dół mówiąc to.
Zamarłam.
- Ale jak to kazał Ci przegrać mecz? Dlaczego? - spojrzałam na niego pytająco.
- Bo, jeżeli wygramy to wchodzimy do Play Off-ów, a jeżeli przegramy oni wchodzą. - wstał i zaczął chodzić nerwowo. - Powiedziałem, że nie oddam meczu i że go wygramy, bo Seattle Dragons są słabsi, wtedy ten z którym rozmawiałem dostał jakiejś furii i uderzył mnie kilka razy. - powiedział, a mi zrobiło się Go najzwyczajniej w świecie żal.
- Boże, Nathan, co teraz? - spytałam przerażona. Wiedziałam, że koszykówka odgrywa w życiu Nate'a bardzo ważną rolę, ale nigdy nie był w takiej sytuacji.
- Nic, po prostu to wygramy. Żaden dupek nie będzie mi groził. Jestem kapitanem drużyny i doprowadzę ją jutro do zwycięstwa. - powiedział pewnie. - Mam nadzieję, że będziesz jutro na meczu? Zaczyna się o 17. - puścił mi oczko.
- Jasne, przyjdę z Nancy. Nie mogłybyśmy przegapić Twojego zwycięstwa. - oblizałam usta i uśmiechnęłam się.
- Dobra, to do zobaczenia jutro, a teraz wrócę do chłopaków jeżeli nie masz nic przeciwko. - pocałował mnie w policzek i powoli zaczął się oddalać, ale spoglądał na mnie oczekując odpowiedzi.
- Jasne, przepraszam, że w ogóle przeszkodziłam i tak muszę już wracać. Powodzenia jutro. - wstałam.
- Nie dziękuję. - zaśmiał się i pobiegł do chłopaków.
Zaczęłam iść w kierunku przystanku, stojącego obok szkoły. Znowu szukałam w torbie słuchawek, gdy usłyszałam znajomy mi już głos silnika. Samochód, który widziałam dzisiaj rano zatrzymał się pod budynkiem szkoły, a z niego wysiadł chłopak, którego rano w nim widziałam. Zaczął iść w moją stronę. Nie miał już okularów, więc od razu dostrzegłam jego orzechowe oczy. Piękne orzechowe oczy. Tak, oczy to pierwsza rzecz, którą dostrzegam u ludzi. Miał na sobie czarną koszulkę, przez co widziałam tatuaże na jego rękach. Było ich dosyć sporo. Czarne spodnie z opuszczonym krokiem, złote supry, na ręku ten sam zegarek co rano, a na głowie czarny snapback z napisem "DOPE".
Koleś co Ty tak na czarno prawie cały?
Wydawało mi się, że skądś go znam i nie chodziło mi tu o dzisiejszy poranek. Od razu przypomniałam sobie chłopaka, którego widziałam gdy Nathan został pobity. Może to tylko przez te tatuaże mi się skojarzył?
- Znowu się spotykamy shawty. - powiedział, puszczając mi oczko, po czym oblizał usta i skierował się do wejścia do szkoły.
Co on tu do cholery robi?


__________________________________________________________________
No i mamy 3 rozdział! :) 
Justin już jest, więc teraz będzie Go coraz więcej. Ale jak myślicie po co przyszedł do szkoły Maggie?

JEŻELI KTOŚ TO CZYTA, NIECH POZOSTAWI PO SOBIE KOMENTARZ, PROSZĘ <3
DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU!

piątek, 24 maja 2013

Rozdział II


To był Nathan. Leżał na boisku i zwijał się z bólu cicho jęcząc. Podbiegłam do niego razem z Nancy i usiadłyśmy obok. Spojrzałam na jego twarz - miał podbite oko, rozciętą wargę, a z łuku brwiowego sączyła się krew.
- O boże, kto Ci to zrobił? - zapytałam, wyciągając chusteczkę z torby i przecierając mu twarz. Nate wyciągnął rękę w kierunku drugiego końca boiska do koszykówki, a ja odwróciłam wzrok w tamtą stronę i ujrzałam grupkę chłopaków, którzy się najwyraźniej z czegoś śmiali. Wszyscy byli wysocy, ubrani w sportowe ciuchy oprócz jednego, który szczególnie przyciągnął moją uwagę. Był od nich niższy mniej więcej o głowę, miał tak na oko hmm 170 cm wzrostu, może troszeczkę więcej. Ubrany był w białe supry, szare dresy z obniżonym krokiem i białą podkoszulkę, która opinała mu się na ramionach, które były wytatuowane, a na głowie miał czarny snapback. Był dobrze zbudowany, widać, że dbał o siebie. Niestety nie widziałam co miał wytatuowane ponieważ był zbyt daleko. Nie mogłam również dostrzec ich twarzy, bo byli do mnie odwróceni tyłem. Chwilę później zniknęli za rogiem szkoły.
- To któryś z nich?! - krzyknęłam. Cisza. Nie wiem czy Nathan nie chciał mi powiedzieć, czy był w zbyt wielkim szoku przez to co się stało. Nie chciałam drążyć tematu. Stwierdziłam, że porozmawiam z nim, gdy ochłonie.
- Chodź, pojedziemy do mnie, zajmę się tymi ranami. - wstałam i podałam rękę Nathanowi, aby pomóc mu wstać.
- Daj spokój, poradzę sobie. - mruknął trzymając się za żebra. Pieprzony dupek nie da sobie pomóc.
- Nate, nie zostawię Cię tutaj tak, tym bardziej, że masz daleko do domu. - przewróciłam teatralnie oczami. - Chodźmy szybko, bo się męczysz. Hmm, Nancy.. - powiedziałam spoglądając na nią.
- Tak?
- Jedziesz z nami do mnie?
- Nie, nie mogę, przepraszam. Źle się czuję, muszę iść. Poza tym jutro jest test z matematyki, muszę się pouczyć. Dasz sobie radę sama, prawda? - powiedziała dziwnym tonem, wyczułam, że coś było nie tak. Jeszcze ten test z matematyki, zabijcie mnie, proszę.
- Jasne, do jutra. - odpowiedziałam. Na co Nancy lekko się uśmiechnęła i odwróciła idąc w kierunku swojego przystanku. Ja i poszkodowany Nate również powoli zaczęliśmy zmierzać w kierunku swojego przystanku. Jak dobrze, że jest on tuż przy szkole.
Spoglądałam tylko na Nathana, który się nic nie odzywał, był jakiś przybity, zauważyłam, że intensywnie nad czymś myślał. Nigdy go nie widziałam w takim stanie.

~*~

Gdy dotarliśmy do mojego domu, skierowaliśmy się do mojego pokoju. Dom był o dziwo pusty, nie było ani Matta ani taty. Spojrzałam na zegarek. 16:20. Poszłam do łazienki i wyjęłam z szafki apteczkę. Wróciłam do pokoju i zaczęłam przemywać rany Nathana, który wciąż siedział nic nie mówiąc. Patrzył w podłogę tak jakby całe życie z niego uleciało. Gdy skończyłam nakleiłam mu na skroń plaster, by rana dalej nie krwawiła.
- Gotowe! Masz szczęście, że ta rana jest niewielka, w przeciwnym razie nie obeszło by się bez wizyty w szpitalu i szwów. - powiedziałam w końcu, po długim czasie w którym obydwoje milczeliśmy.
- Dziękuję Ci, nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - odpowiedział posyłając mi lekki uśmiech.
- Chodźmy na dół, pewnie jesteś głodny. Zrobię Ci coś do jedzenia. - złapałam Go za rękę, zeszliśmy na dół i weszliśmy do kuchni.
Otworzyłam lodówkę, wyjęłam potrzebne rzeczy i zaczęłam robić kanapki. Kątem oka spoglądałam na Nate'a, który siedział na krześle barowym. Znów nad czymś myślał.

- Powiesz mi dlaczego oni Ci to zrobili? Martwię się. - powiedziałam, na co Nate cicho westchnął.
- Po prostu.. nie chciałem zagrać z nimi w kosza, to się wkurwili. - mówił dość niepewnie. Wiedziałam, że kłamie.
- To nie jest powód do pobicia kogoś, aż tak bardzo. Stop. To w ogóle nie jest powód do pobicia. - odpowiedziałam zirytowana, przygryzając wargę.
- Skończ ten temat Mags, nie chcę o tym rozmawiać, przynajmniej nie teraz. - odkrzyknął do mnie.
Stwierdziłam, że nie będę dalej tego ciągnąć, bo i tak się niczego nie dowiem. Nathan był czasem ciężki do zrozumienia. Podałam mu kanapki, które zrobiłam oraz herbatę. I znowu ta cholerna cisza. Co się dzieje? Nagle ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Weszłam do salonu i zobaczyłam zdenerwowanego Matta, który przeszedł szybkim krokiem w kierunku swojego pokoju, tak jakby nawet mnie nie zauważył.

Robi się coraz dziwniej.

Za chwilę wyszedł ze swojego pokoju chowając coś do kieszeni.
- Będę dzisiaj późno, powiedz tacie. - powiedział stanowczym głosem. Następnie drzwi za nim się zamknęły.

Co go ugryzło?

Wróciłam do kuchni, w której Nathan kończył już swoje kanapki.
- Były pyszne, dzięki. Ale muszę się już zbierać. - powiedział wstając z krzesła i kierując się do drzwi.
- Jasne, nie ma sprawy. Daj znać jak dojedziesz do domu, żebym się nie martwiła, że znowu coś Ci się stanie. - oblizałam usta.
- Nie martw się, jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś i przepraszam za moje zachowanie, nie chcę by moje problemu dotykały również najbliższych. - powiedział, po czym podszedł do mnie całując mnie delikatnie w policzek. Odwrócił się i wyszedł.
Zarumieniłam się. Okej, byliśmy przyjaciółmi, ale nigdy nie dawaliśmy sobie buziaków w policzki, byliśmy bardziej jak tacy 'kumple.
- Do jutra. - powiedziałam sama do siebie, gdy Nate już wyszedł.

~*~

Leżałam na łóżku patrząc w sufit i analizowałam wszystko co dzisiaj się stało. Zadawałam sobie w głowie mnóstwo pytań.
Dlaczego ktoś napadł na Nate? Co On im takiego zrobił? Dlaczego mnie okłamał? I dlaczego nie chciał wyznać prawdy? Czemu Nancy tak dziwnie się zachowała? Czemu Matt wpadł taki zły do domu? 
Wszystkie te pytania męczyły mnie. Zegarek wskazywał już godzinę 21:30. Taty nadal nie było w domu. Pewnie pracował w swoim biurze. Podziwiam Go, że daje radę z tym wszystkim. I nagle przypomniałam sobie, że mam jutro test z matematyki. Zajebiście, nie żyję.
Nie miałam już siły na naukę, zbyt emocjonujący dzień. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

_________________________________________________________________

A więc kto pobił Nate'a i dlaczego? Domyślacie się może? Dlaczego Nancy się dziwnie zachowywała i czemu Matt wparował do domu wściekły?
Część się wyjaśni w kolejnym rozdziale.

Justin jest wprowadzany do opowiadania stopniowo. Ale mogę dam powiedzieć, że w kolejnym rozdziale, będzie Go już więcej. 
Błędów w rozdziale jeszcze nie poprawiałam, zrobię to później, także za wszelkie błędy przepraszam. I do następnego rozdziału.

Czyta to ktoś w ogóle? Jeśli tak, to proszę niech pozostawi po sobie jakiś komentarz.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział I


Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno do mojego pokoju wprost na moją twarz.Usiadłam zaspana na łóżku, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek stojący na szafce obok, który wskazywał godzinę 7:38.
- Cholera! Spóźnię się do szkoły. - krzyknęłam i poderwałam się z łóżka biegnąc w kierunku łazienki.
Odkręciłam wodę, by wziąć prysznic, pozwalając by ciepła woda spłynęła po moim ciele. Następnie okryłam się ręcznikiem i skierowałam w kierunku swojej garderoby znajdującej się obok mojego pokoju. Mój pokój nie był duży, ale za to bardzo przytulny. Pudrowo różowe ściany były puste oprócz jednej - tej przy łóżku stojącym na wprost drzwi, która ozdobiona była plakatami moich ulubionych wokalistów oraz modelek. Pewnie zastanawiacie się czemu modelek? Odpowiedź jest prosta.. Kocham wszystko co związane z modą, wybiegiem, pokazami itd. Nad plakatami wisiała również antyrama, na której były zdjęcia z zawodów Cheerleaderek. Właśnie, nie wspomniałam, że jestem cheerleaderką szkolnej drużyny koszykówki.
Weszłam do garderoby i pojawił się problem, który miałam praktycznie codziennie nad ranem "W co się dzisiaj ubrać?".

Myśl Maggie, myśl, bo musisz wyjść do szkoły zaraz.

Zdecydowałam się na białą koszulę bez rękawów, zwykłe, czarne legginsy i bordowe vansy. Szybko się ubrałam, stanęłam przed lustrem, związałam moje długie blond włosy w koka, nałożyłam podkład i zaczęłam tuszować rzęsy, po czym wyszłam z garderoby, wzięłam z pokoju torbę spoglądając na zegarek - 8:03 i ruszyłam w kierunku schodów. Zbiegając z nich rzuciłam krótkie 'Cześć' w kierunku taty siedzącego w salonie i pijącego kawę jak zawsze rano i szybkim krokiem weszłam do kuchni po kanapki, które tata naszykował mi wczoraj wieczorem, spojrzał tylko na mnie i gestem odwzajemnił przywitanie.
- Znowu mnie nie obudziłeś. Mam pierwszą matematykę! Pani Moore mnie zabije! - krzyknęłam zbulwersowana.
- Mags, masz już 17 lat, od czego masz telefon? Myślę, że ma on taką funkcję jak budzik, którą możesz zacząć w końcu używać. - odpowiedział i wziął łyk kawy. Lubił nazywać mnie 'Mags'.
- Dobrze wiesz, że wyłączam budzik i dalej idę spać. - uśmiechnęłam się.
- Koniec już, nie gadaj tylko idź do szk.. - zanim tata zdążył dokończyć Matt wszedł do salonu.
- Podwieźć Cię? Bo właśnie jadę załatwić parę spraw z Alexem. - powiedział do mnie.
- Jasne, ratujesz mi życie, bo i tak już jestem spóźniona na matematykę. Będę od razu po szkole tato. - powiedziałam, po czym oblizałam usta i ruszyłam w kierunku przedpokoju.
- Ja będę dziś będę później, bo pojadę na zakupy po pracy. - powiedział tak, bym mogła to usłyszeć. Kochałam bardzo mojego tatę. Był prawnikiem i ciężko pracował, miał na głowie cały dom, ponieważ wychowywał nas sam. Mama zginęło 2 lata temu w wypadku samochodowym. Wszyscy ciężko przeżywaliśmy ten czas po stracie mamy, szczególnie ja i tata.

Otwierając drzwi wyszłam przed dom, a chłodny wiatr zaczął rozwiewać moje włosy, spojrzałam w górę. Niebo było czyste, żadnej chmurki, nawet najmniejszej.
- Wsiadaj szybko albo odjadę sam! - wykrzyczał Matt przez otwarte okno samochodu. Nawet nie widziałam, kiedy wszedł do samochodu. Szybko ruszyłam w kierunku jego Lexusa LFA, wsiadłam zapięłam pasy i spojrzałam na brata, który patrzył się przed siebie trzymając ręce na kierownicy, intensywnie myśląc o czymś. Przyznam szczerze, że go nie lubiłam. Był zawsze zbyt pewny siebie, chamski i uważał się za władcę świata. Myślał, że może każdym rządzić, w szczególności mną. Przyznam, że po śmierci mamy zaczął bardziej się mną zajmować, ponieważ tata zawsze był zapracowany, mało czasu mi poświęcał, ale on nie może przejmować jego obowiązków i mi rozkazywać. Natomiast moje koleżanki szalały za nim, co dla mnie było ochydne. Okej, może i był wysportowany, umięśniony, bo w końcu był kapitanem drużyny koszykarskiej, która trenowała w mojej szkole i jak domyślacie się ja byłam jedną z ich cheerleaderek, a prócz drużyny mojego brata była jeszcze jedna - młodsza. Tam grali chłopcy do 20 lat, a w drużynie Matta powyżej dwudziestki. Dodam, że kochałam koszykówkę tak samo jak mój brat, oprócz mody było to również moje hobby, czasem we dwoje graliśmy na boisku. Jednej rzeczy tylko nienawidziłam w meczach Matta. Tych wszystkich lasek, które śliniły się na jego widok, gdy zdejmował spoconą koszulkę po ukończonym meczu, to jest okropne.

Całą drogę do szkoły nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Wysadził mnie tuż pod szkołą. Wychodząc z auta powiedziałam tylko 'dzięki' lekko się uśmiechając. Matt puścił mi oczko po czym odjechał. Stałam tak jeszcze chwilę patrząc się na jego biały samochód, który zaraz zniknął za zakrętem. Nagle ktoś złapał mnie za ramię na co szybko się odwróciłam i zobaczyłam moją przyjaciółkę Nancy.

- Hej Maggie! - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Hej, więcej razy się tak nie skradaj i mnie nie strasz. A teraz chodźmy szybko, bo inaczej Pani Moore nas zabije! - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech, a moje serce biło strasznie szybko, ta idiotka zapędzi mnie kiedyś do grobu.

Chwilę później ruszyłyśmy w kierunku wejścia do szkoły. Zmierzając w kierunku klasy rozglądałam się po korytarzu, który już był zupełnie pusty. Wyjęłam Iphone'a z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał godzinę 8:25. Kurwa, nie żyję. - przeklnęłam w myślach.

Zapukałam i otworzyłam drzwi do klasy wchodząc pierwsza, zaraz za mną weszła Nancy. W klasie panowała zupełna cisza, Pani Moore odwróciła się od tablicy na której rozwiązywała zadanie a jej wzrok przeniósł się na mnie. Serio wyglądała jakby miała zaraz mnie zabić. Nie zdążyłam nic powiedzieć, przeprosić za spóźnienie, bo z jej ust wydobyły się słowa:
- Panno Attaway, wiesz która jest godzina? - skarciła mnie wzrokiem.
- Bardzo przepraszam, więcej się to ni.. - spuściłam głowę i zanim zdążyłam dokończyć przerwała mi.
- Siadaj w pierwszej ławce i będziesz siedzieć tutaj do końca roku, żebym miała na Ciebie oko. Wiesz jaką masz sytuację? Znasz swoje oceny? Czy może chcesz powtarzać pierwszą klasę? - wskazała ławkę w której mam usiąść. Mówiła podniesionym tonem, następnie odwróciła się i zaczęła rozwiązywać zadanie na tablicy totalnie mnie olewając.

Zrobiło mi się gorąco, spojrzałam na Nancy, która usiadła na końcu sali, a ja skierowałam się do ławki wyznaczonej przez nauczycielkę i szybko wypakowałam książki z torby. Nie odpowiedziałam nic, nie chciałam jej bardziej denerwować, bo była bardzo wybuchowa. Jeszcze wzięłaby mnie do odpowiedzi, a tego chciałam uniknąć, bo miała rację - moje oceny nie były dobre, powinnam iść na jakieś korepetycje czy coś. Muszę porozmawiać po szkole z tatą.. ta baba się na mnie uwzięła tylko dlatego, że kiedyś jej coś odpysknęłam, nie pamiętam nawet co to było.

Siedziałam na tej lekcji jak na szpilkach. DOSŁOWNIE. Chciałam, żeby jak najszybciej się skończyła. W końcu zadzwonił dzwonek, a ja wybiegłam z sali najszybciej jak było tylko możliwe. Niech ten dzień w szkole się już skończy.

***

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek sygnalizujący zakończenie edukacji w tym dniu odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Nancy, która pisała coś na swoim telefonie. Pewnie dodawała jakiś nowy wpis na Twittera.
- Idziemy na boisko? Może spotkamy Nathana. - powiedziałam z nadzieją. Właśnie.. Nathan, mój przyjaciel. Brązowooki brunet, wysoki i umięśniony, a przede wszystkim pokręcony. Kochałam jego poczucie humoru, zawsze gdy byłam smutna umiał mnie rozbawić.
- Jasne. - odpowiedziała Nancy puszczając mi oczko.
Nathan jej się najzwyczajniej w świecie podobał, ale nigdy nie chciała się do tego przyznać. Z resztą nie ona jedna. Nathan był atrakcyjny, jeżeli mogę nazwać tak mojego przyjaciela i wielu dziewczynom się podobał, ale on nie zwracał na to nawet uwagi. A do tego grał w koszykówkę również w drużynie szkolnej, ale tej 'młodszej'. Był kapitanem tak samo jak mój brat.

Szłyśmy w ciszy, ponieważ moja przyjaciółka nadal była zajęta swoim telefonem.

Wychodząc ze szkoły usłyszałam jakiś krzyk.
- Nans, słyszysz to? - zapytałam przerażona zatrzymując się.
- Tak, ten głos dobiega chyba z boiska, chodźmy tam szybko! - wykrzyczała. Wzięłam ją za rękę i pobiegłyśmy w stronę boiska do koszykówki chcąc sprawdzić co się stało. Słyszałyśmy kłótnię, która zaraz ucichła. Zamarłam, na widok tego co było przede mną.

_________________________________________________________________________

Jak myślicie co się stało na boisku?
~*~
A więc mamy I rozdział, jak się podobał? Wiem, że nie było nic emocjonującego, ale spokojnie - wszystko w swoim czasie. Shark czyli Justin, bo to jego przezwisko w tym opowiadaniu też będzie do niego stopniowo wprowadzany i myślę, że zaskoczę was pozytywnie. Nie chcę wszystkiego wprowadzać na raz. Pomęczę was trochę.
A kolejny rozdział będzie trochę bardziej ciekawy - tyle wam mogę zdradzić. Możecie się Go spodziewać na dniach. Może nawet jutro Go dodam. Miłego dnia!

+ jeżeli ktokolwiek to czyta, miło byłoby poczytać jakieś komentarze od was.

http://ask.fm/zupelnienic - jak macie pytania piszcie tutaj :)

wtorek, 14 maja 2013

~ Wprowadzenie.

Dzień dobry wszystkim :)
Postanowiłam, że wezmę się za pisanie swojego fanfiction, które będzie dotyczyło Justina Biebera. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Odpowiedź jest prosta - po przeczytaniu Dangera i innych FF zaciekawiłam się i zainspirowało mnie to. Chcę spróbować własnych możliwości i zobaczyć jak bujną i kreatywną mam wyobraźnię. 
Uwaga:
* W opowiadaniu tym Justin nie jest sławny.
* Jeżeli chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach na Twitterze - napisz w komentarzu. 
* Będę powoli wprowadzać Justina, żeby nie było wszystko tak od razu, będziecie musieli być cierpliwi.

Więc na dniach spodziewajcie się pierwszego rozdziału :) Mam nadzieję, że was nie zawiodę, a wam spodoba się moje opowiadanie. Pozdrawiam.